"Milion lat przed narodzeniem człowieka pasły się na rozległych pustych równinach. Najpierw poznały człowieka jako myśliwego, bo nim zaczął wykorzystywać je do pracy, zabijał dla mięsa. Ich przymierze z człowiekiem do dziś jest kruche, bowiem strachu, który zasialiśmy w ich sercach nie da się usunąć. Odkąd w neolicie człowiek po raz pierwszy dosiadł konia, byli ludzie, którzy to rozumieli. Umieli wejrzeć w dusze zwierzęcia i zaleczyć jej rany. Szeptali do niespokojnych uszu tajemnicze zaklęcia, nazywano ich więc zaklinaczami." Prawdopodobnie po epoce lodowcowej istniały w sumie cztery typy pierwotnych koni, które dały początek wszystkim współczesnym rasom - od muskularnych koni pociągowych do szybkich i smukłych wierzchowców wyścigowych. Pierwsze relacje koń-człowiek nie miały w sobie nic poetyckiego: prawdopodobnie pierwotni ludzie podążali za stadami koni, zabijając je dla pożywienia. I pewnie dość szybko człowiek zorientował się, że podróżowanie na końskim grzbecie zapewnia większą szybkość i lepszy punkt widzenia w czasie polowań. Przypuszcza się, że udomowienia konia dokonano ostatecznie na Dalekim Wschodzie - prawdopodobnie uczynili to Chińczycy lub Hindusi. Potem było już 'z górki' - w zasadzie wszystkie starożytne ludy Starego Świata w mniejszym lub większym stopniu opanowały sztukę jeździecką. Jednak nie wszędzie ta umiejętność była doceniana - w starożytnym Egipcie na przykład konie wykorzystywano jako zwierzęta pociągowe, przydatne podczas wojny i polowań, zaś jazdę konną uważano za coś nadającego się jedynie dla niewolników i posługaczy. W innych krajach koń cieszył się jednak zasłużonym szacunkiem i był bardzo cenionym zwierzęciem, o czym może świadczyć fakt, że z upodobaniem wybijano jego wizerunek na monetach. Handel sprawił, że w miarę ekspansji cywilizacji konie rozpowszechniły się na całym świecie. W końcu, za sprawą hiszpańskiego konkwistadora Ferdynanda Corteza, trafiły też do Ameryki - lądu, na którym istniały przez miliony lat, lecz nie dotrwały do czasów współczesnych. Stado Corteza liczyło zaledwie jedenaście ogierów, pięć klaczy i jednego niedorostka, ale to właśnie z tych kilkunastu wytrzymałych koni zrodziły się sławne wielomilionowe stada mustangów. Jazdę konną szybko opanowali Indianie, którzy przecież nie znali wcześniej koni i początkowo nawet się ich bali. Odtąd mustang stał się nierozerwalnie związany z krajobrazem prerii Ameryki Północnej. Choć słowo mestango oznacza po hiszpańsku dzikość, to jednak mustangi nie są właściwie dzikimi końmi, lecz, podobnie jak francuskie konie Camargue czy australijskie Brumby - końmi zdziczałymi, które raz udomowione przez człowieka, powróciły do życia na wolności. Jedynym żyjącym do dziś prawdziwie dzikim koniem jest koń Przewalskiego (Equus przewalskii). Został on odkryty w końcu ubiegłego stulecia przez rosyjskiego badacza, Nikołaja Przewalskiego. Sądzi się, że koń ten pozostał niezmieniony od epoki lodowcowej. Niewielkie stada koni Przewalskiego wciąż bytują w Azji Centralnej. Przez pewien czas sądzono, że koń ten został już wytępiony w naturze i że aktualna populacja ogranicza się do egzemplarzy przebywających w ogrodach zoologicznych. W wyniku intensywnych działań fundacji na rzecz ochrony zagrożonych gatunków znowu można je podziwiać pasące się na stepach Mongolii, jednak ich hodowla w zoo jest nadal ściśle ewidencjonowana. Innym pierwotnym koniem był tarpan (Equus gmenali), swego czasu bardzo pospolity w Europie, lecz bezpowrotnie wytrzebiony około roku 1880 (próbą odzyskania tarpana jest wyhodowana w Polsce rasa konik polski). |
niedziela, 4 lipca 2010
HISTORIA UDOMOWIENIA KONI
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz